Karkonoskie Stowarzyszenie Szybowcowe

Na odprawie wszyscy dowiedzieli się, że dzisiaj pogoda jest w sam raz na...wyjazd do Aqua Parku w pobliskich Polkowicach. Niektórzy postanowili zostać na lotnisku, ale grupą 20 osób wybraliśmy się do Polkowic. Wejście do Aqua Parku było darmowe. Dobra zabawa w lotniczym towarzystwie. Tak można to określić. Spędziliśmy na basenach około 3 godzin. Próbowaliśmy akrobacji w rurach. Marek rzucił pomysł zrobienia zawodów w zjeżdżaniu rurą na czas. Prawie wszyscy udali się schodkami do ujścia rury i...rura :-) Zawody wygrał nasz kolega z Czech Tomas Freja z wynikiem 26,26.

Rano iskierka nadziei, że może okienko, które się pojawiło nad nami trochę zostanie. Niestety w miarę upływu czasu okazywało się, że niebo zakitowało. Już wczoraj na odprawie Marek wspominał, że w przypadku takiej pogody zrobimy coś w rodzaju zawodów w celności lądowania, ale zorganizowanych tak, aby służyły jako trening do lądowania w terenie przygodnym.

Marek rozpoczął odprawę zaraz po 10. Omówił sytuację meteo i zasady uczestnictwa w obozowych zawodach w celności lądowania.

Niestety nie udało mi się znaleźć czasu, żeby dotrzeć na start i chociaż pooglądać jak sobie wszyscy dają radę. Wiedziałem tylko, że holówki dawały radę a nasi Czescy holownicy idąc za naszym przykładem zrobili sobie przy okazji holi własne zawody w celności na wyznaczonej strefie lądowań :-) W czasie trwania zawodów na lotnisko przylecieli nasi niemieccy koledzy z Frankfurtu. W oczekiwaniu na zatankowanie poczęstowałem ich kawą i zająłem rozmową. Okazało się, że pochodzą z aeroklubu we Frankfurcie n. Odrą a latanie szybowcowe jest u nich dość popularne. Opowiadałem im o tym, co się dzieje aktualnie na naszym lotnisku, o celu obozu i atmosferze jaka na nim panuje. Mówiłem o tych, którzy przyjechali, o przedpołudniowych i wieczornych odprawach. Od słowa do słowa, zagadnąłem, że mam taki mały swój cel jeśli chodzi o WOP, żeby mogli z nami również latać nasi koledzy z Niemiec, bo Czesi mają już otwarte zaproszenie i może podczas następnej edycji WOP pojawią się u nas. Obaj niemieccy piloci zareagowali dość ochoczo i poprosili o adres e-mail. Powiedzieli, że jest to ciekawy pomysł i spróbują porozmawiać w tej sprawie w swoim macierzystym aeroklubie. No cóż...pożyjemy - zobaczymy. Ja wiem, że to świetny pomysł, ale i ogromne wyzwanie, ale ja lubię wyzwanie i Ci, z którymi razem organizujemy ten obóz. Zatankowanie udali się w kierunku Jeleniej Góry.

O 17, jak praktycznie co dnia przyjechały z obiadem Anetka i Basia. O 19 Marek zarządził ogłoszenie wyników i rozdanie nagród...dla wszystkich!

Alex prezentuje miejsce swojego lądowania

Alex prezentuje miejsce swoje miejsce lądowania

W tym względzie wsparcia udzielił nam Starosta Powiatu Lubińskiego. Panie Starosto - dziękujemy. AirDaro specjalną nagrodę przygotował dla zawodnika na ostatnim miejscu. Tradycyjnie była to lampa naftowa, która ma stanowić latarnię dla zawodnika na ostatnim miejscu wspomagająco go w trafieniu na lotnisku. Komentarze w czasie wręczania nagród rozbawiły zgromadzonych na sali dopraw. Pierwsze miejsce zajął Piotr Rozlau z wynikiem 5 cm. Marek na koniec zaprosił na wykład Alexa "Olo" Lorenza, aby opowiedział o swojej próbie dokonania przelotu 500 km dnia wczorajszego. Na koniec powiedział o gospodarzach, którzy go serdecznie ugościli i pierwszą rzeczą,  o którą spytali było to, czy nic mu się nie stało. Potem ciepło wypowiedział się o lotnisku w Masłowie. Ekipa, która przyjechała po niego sprawnie rozmontowała mu szybowiec, zawiozła na lotnisko, gdzie zmontowali szybowiec i wstawili do hangaru a rano pracownik lotniska przyszedł dużo wcześniej, żeby zatankować Zlina, który miał holować Alex'a do Lubina.

Alex z ekipą planuje 500-tke

Alex z ekipą planuje 500-tkę

Od rana wieje. Alex Lorenz zbiera ekipę na 500-tkę. Leszek Wołosowicz, Mateusz Pusz i Jakub Krupa stoją przy okrągłym stole w sali dopraw i studiują mapę przestrzeni. Pozostali kibicują, niektórzy nie dowierzają, inni zastanawiają się czy może z nimi... Chcą lecieć z wiatrem. Plan jest taki, żeby wyholować się nad Polkowice na 1000 i stamtąd w trasę. Programują logery i lusterka. Marek przesuwa termin odprawy o 15 - 20 minut. Arek Stefańczyk się waha.

Marek na odprawie przedstawił prognozę pogody i omówił warunki lotne. Zwrócił uwagę na silny wiatr, ale również dobrą konwekcję.

Odprawa dzisiejszego dnai

Dzisiajesz odprawa prowadzona przez Marka

Podsumowując powiedział, że to mimo silnego wiatru będą dobre warunki do latania. Analizując pogodę powiedział, że według prognoz te niełatwe układy baryczne utrzymają się do poniedziałku. Na dzisiaj przygotowane zostały cztery warianty zadań (grupa R, O, Z i 500-tka). Zadania rozdane zostały poszczególnym uczestnikom, których aktualny przydział do grup Marek uprzednio przeczytał. Potem szczegółowo omówił poszczególne zadania. Dużo uwagi poświęcił grupie O (otwartej). Przedstawił dwie propozycje dla tej grupy. W szczególności omówił zadanie związane z przelotem na 500 km. Wspomniał, że wykonanie tego zadania wspomaga prędkość i kierunek wiatru dzisiejszego dnia. Dodał, że grupie, która wybierze się na ten przelot poświęci jeszcze dodatkową odprawę w celu ustalenia szczegółów. Na koniec rzucił jeszcze, że pierwsze starty zaczną się o 11:30.

Marek omawia trasę z ekipą na 500-tkę

Marek omawia trasę z ekipą na 500-tkę

Marek zakończył odprawę i wokół niego zgromadzili się Ci, którzy postanowili wykorzystać dzisiejsze warunki meteo, żeby polecieć do Zamościa. Ustalili częstotliwość przelotową na 122,700. Przez kilkanaście minut omawiali jeszcze szczegóły trasy.

Wszyscy co się zdecydowali udali się na start. Tam już, zgodnie z planem stały szybowce i oczekiwały na swoich pilotów. 

Pierwsi wyholowani zostali Ci, którzy zdecydowali się dzisiaj zdobyć 500-tkę. 

Start dziewiątego dnia II WOP

Start dziewiątego dnia II WOP

Trzy Zliny i Super Dimona sprawnie holowały wszystkich w ustalone miejsce wyczepienia. Ja wszedłem na dach hangaru szybowcowego, żeby pstryknąć kilka fotek tym, którzy zgromadzili się na starcie. Wiatr chwilami dochodził do 10 m/s. Tylko polar i kurtka sprawiły, że nie schodziłem z niego w stanie hibernacji.

Start z pasa

Niektórzy dla bezpieczeństwa startowali z pasa

Miałem włączone radio, więc nasłuchiwałem przy okazji pisania tego blogu w miarę na bieżąco i zajmowania się sprawami formalnymi, fakturami, zamówieniem obiadów i.t.p., co pozostaje za kulisami organizacji i logistyki II WOP.

Super Dimona przyleciała wspomagać holowników dzisiaj, tuż przed odprawą. W środę, po południu odleciał do domu Vampir należący do Honzy Rehaka (czyt. Żehak).

O godzinie 16:25 Gosia, prowadząca nasze polowe biuro lądowań dostaje telefon od Alex, że bezpiecznie wylądował w polu około 6 kilometrów od Kielc. Ekipa po Alexa w zasadzie zebrała się natychmiast po otrzymaniu informacji od niego. Zostali jednak zatrzymani, bo padła propozycja, żeby stamtąd zabrać Alexa samolotem. O pomoc zwróciliśmy się do Arka Stefańczyka, naszego kolegi z Aeroklubu Kieleckiego. Udało się mu załatwić ekipę, która zwiozła Alexa z miejsca lądowania na lotnisko w Masłowie. W tym czasie Ondra zatankował Zlina i ruszył w kierunku lotniska w Kielce/Masłów. W miarę upływu czasu wychodziło jednak, że ich powrót zbliżał się niebezpiecznie do zachodu słońca. Wreszcie nie było szans, żeby przed zachodem wrócili, więc zapadła decyzja, że zostają na noc w Masłowie, skąd Alex wkrótce zadzwonił, by nas poinformować, że również taką decyzję podjęli i aktualnie siedzą w barze na lotnisku w Masłowie.

Wieczorem odprawa odbyła się w barze. Oprócz rzeczy merytorycznych opowiadano o sytuacjach, które miały miejsce dzisiejszego dnia lotnego.

Od rana to pada, to...leje. Wiatr do tego dopina swego. Rano o niezbyt porannie wyszukanej porze niektórzy krzątają się w barze robiąc, niektórzy konsumując a inni prowadząc dyskusje przy śniadanku. Do wyboru, do koloru...jajeczniczki, kanapki... Opuszczający nas Adam Czeladzki po wejściu do baru został uraczony jajecznicą przygotowaną przez naszą Dominikę. Dzień techniczny - wybitnie. Dominika i jej siostra zrobiły wszędzie dokładne porządki. Jakoś sobie nie wyobrażam tego obozu bez NASZYCH DZIEWCZYN: Kingi, Dominiki i Andżeliki, która dołączyła do ekipy organizacyjnej obozu.

Wacek Kokot wspomina I WOP i powrót do domu

Wacek Kokot wspomina I WOP i swój powrót do domu

Marek po 22 rozpoczął wieczorną odprawę. Niezbyt długo prowadził wstęp, bo przedstawił legendę ubiegłorocznego obozu - Wacka Kokota. Wacek opowiadał o swoim ubiegłorocznym wyczynie, który do dzisiaj wspominamy z uśmiechem i wspominać będziemy. Marek określił Wacka mianem największego szybowcowego turysty. Wacek pokazywał zdjęcia z pierwszego obozu i odpowiadał o swoich przeżyciach i wspomnieniach z I WOP oraz o swoim znamiennym powrocie z obozu. Więcej na temat jego wyczynów można poczytać na stronach forum Aeroklubu Elbląskiego (http://www.aeroklubelblaski.pl/forum/viewtopic.php?f=7&t=46).

Od rana pogoda nie rozpieszczała. Trochę siąpało. Marek zrobił odprawę. Uprzejmie poinformował, że o 14 przewiduje grid'a. Być może co poniektórzy lekko zdziwieni byli nawet po analizie tego, co wypatrzyli w Internecie.
Ich zdziwienie było zapewne tym większe jak się po południu zaczęło przejaśniać i część z uczestników udała się na trasy. Dzisiaj miałem dzień techniczny, więc tylko nasłuchiwałem co się dzieje na radiu i dostępny byłem na telefon w ciągu pół godziny.
Pierwsze co usłyszałem po włączeniu radiu to głos Aleksa Lorenza zapraszającego kolegów do swojego komina :-) Właśnie na tym polega latania na WOP w Lubinie. Jeśli ktoś nie rozumie to...zapraszam w przyszłym roku.

Adam Czeladzki prowadzi wykład o lataniu w Afryce

Adam Czeladzki opowiada o lataniu w Afryce

Późnym popołudniem Marek wysłał mi sms'a, że odwiedzi nas Adam Czeladzki, by poprowadzić wykład dotyczący latania w Afryce. Około w pół do dziewiątej Adam rozpoczął opowiadanie tłumnie zgromadzonym w sali dopraw. Jakoś wybitnie utkwiło mi w pamięci to, co mówił na temat uzupełniania płynów w locie oraz...ich wydalania. Dużo praktycznych spostrzeżeń i uwag a słuchacze nie omieszkali zarzucać go pytaniami.

Tekst dzisiejszego dnia. Wieczorem usłyszałem jak nasi Czescy koledzy mówią na wiewiórkę... :-) Drzewnyj kocur :-)

Jak co dzień odprawa. Warunki może nie idealne, ale przecież latania w takich warunkach warto się nauczyć od tych, którzy to potrafią. Po to przecież jest ten obóz.
Trasy zostały rozdane i ruszyli... Z tego co pamiętam to 13 lądowań w polu, więc rzuciłem wszystko i ruszyłem po jednego z tych, co dali w pole. Pojechałem na start po dane, dokumenty i co tam trzeba, żeby zwieźć z pola. Atmosfera nieco nerwowa. Gosia przyjmowała telefony z pola i skrzętnie notowała wszelkie informacje niezbędne dla ekip wyruszających w pole. Marek zachodził w głowę, jak trzeba być zakręconym, żeby zabrać ze sobą kluczyki od samochodu, od przyczepy i...nie tylko od swojej, chociaż się o tym na odprawie mówi, powtarza i uświadamia. Od słowa do słowa...okazało się, że jeden z pilotów zabrał "zapobiegawczo" ze sobą kluczyki w takiej ilość, że uniemożliwił zwiezienie szybowca nie tylko sobie, ale niektórym kolegom.
Jeszcze ekipy nie miałem. Na starcie dowiedziałem się, że jedziemy po Andrzeja Dziechciarza. Wylądował w okolicach Szlichtyngowej.
Pierwszy do ekipy zgłosił się ku mojej radości...Jaroslav - dowódca naszych holowników z Czech. Drugi dołączył Kuba Kubryński i po podczepieniu przyczepy z Jaroslavem zabraliśmy spod hangaru Kubę i daliśmy w kierunku miejsca lądowania Andrzeja.

Juniory MM i ON w pobliżu drogi do Głogowa

Juniory MM i ON w pobliżu drogi do Głogowa

W drodze, za Polkowicami mijamy szybowiec i chodzącego w tą i z powrotem po polu z telefonem przy uchu Olka Jędrosza. Trąbię, żeby pokiwać, pozdrowić...myślałem, że nie słyszy. Wieczorem powiedział, że słyszał :-) Przed Głogowem, po lewej naszej stronie w niedalekiej odległości od drogi stoją dwa patyki. Natychmiast dostrzegłem MM. To nasz Junior MM :-) a drugi obok to ON. Przed nami wyraźnie samochody nieco zwalniały i przyglądały się niecodziennemu widokowi, właściwie niecodziennych widoków było dwa obok siebie.

Dojechaliśmy w pobliże jego miejsca lądowania po jakichś 40 - 50 minutach i aby nie kluczyć z przyczepą po wąskich, polnych ścieżkach zostawiliśmy pod przyczepę pod okiem gospodarza jednego z domów stojących przy głównej drodze. Wkrótce później udało się nam znaleźć Andrzeja, który dołączył do nas, aby poprowadzić auto już z przyczepą do miejsca swojego lądowania. Montując przyczepę słuchaliśmy "wykładu" gospodyni, która prawiła o szkodach w zbożu wyrządzanych przez lądujący w polu szybowiec. Wreszcie, któryś z nas uznał, że trzeba ją poinformować, że nasz kolega wylądował w polu kukurydzy, która to dopiero co źdźbła wypuściła (jak się później okazało to szybowiec nie złamał ani źdźbła, bo Andrzej przyziemił między sadzeniami). Wskazaliśmy ręką kierunek pola, na którym stał szybowiec a u owej pani pojawił się uśmiech i odrzekła, że tam to mógł lądować, bo to nie ich pole a właściciel jest bogaty :-)

Jaroslav ocenia fachowym okiem sytuację na polu

Jaroslav ocenił miejsce lądowania Andrzeja

Dotarliśmy w kilka minut na pole. Rozpoczęliśmy przygotowania do demontażu patyka a tu na wąskiej dróżce polnej ktoś jedzie. Okazało się, że z pomocą przybył również ów gospodarz, który życzliwie udzielił nam gościny dla naszej przyczepy, ze swoim synem i udzielił nam pomocy. Jaroslav uznał po oględzinach, że w Czechach to po prostu przyleciałby tu Brygadierem i wyciągnął szybowiec z pola. U nich to jest po prostu dość powszechne. Po wszystkim udaliśmy się w drogę powrotną. Głód nas zmógł, więc z Jaroslavem wyjedliśmy Andrzejowi wszystko co miał w plecaku.
Odprawa po lotach była dość późno. Marek krótko omówił loty a później kto miał, to mówił o wrażeniach ze "zwiedzonych pól". Uśmiałem się nie tylko ja, serdecznie, bo i też nikt ani nic nie ucierpiało, nawet źdźbło.

ANDRZEJ:

Rano przyjechał Sebastian Kawa. O 10:00 Marek rozpoczął odprawę. Później Sebastian poprowadził wykład. Po wykładzie udał się w dalszą drogę w kierunku Francji ciągnąc ze sobą szybowiec.
Rozpoczęły się starty. Zakwaterowaliśmy Rysia Bendkowskiego i Jurka Mikołajczyka. Dwa lądowania w polu: Sławek Kazimierczak i Andrzej Sznajder. Sławek dał w Legnicy na lotnisku a Andrzej w pobliżu drogi nr 297 między Golnicą a Dąbrową Bolesławiecką.
Łukasz Woźniak ze swoją Izą Kasia Chęcińska i Andrzej Dziechciarz pojechali po Andrzeja Sznajdera a Piotr Rozlau z ekpią po Sławka.

Jutro rano mogą być opady. Marek wysyła mi sms'a, że jutro odprawa planowana jest na 10:30 a grid na 11:30.

AvM

MAREK:
 Kolejne dni, kolejne wrażenie, kolejne trasy.
 Wczoraj dzięki naszej niezawodnej armii odczekaliśmy do godziny 13 zanim mogliśmy oderwać się w powietrze, bez konieczności czołgania się w parterze. Wyznaczone trasy to 136km, 194 i 249km. Mimo późnych startów, tylko dwa szybowce skończyły w polach. Kilku pilotów zaliczyło już swoje pierwsze przeloty do srebra.
 Dziś mimo silnego wiatru, uczestnicy polecieli na "konkurencję" obszarową z dość dużymi sektorami. Najdłuższa z tras (dla długich jantarów) miała 305/450km , średnia 324km, a najkrótsza 154km (po punktach).
 Wieczorem odprawa i analiza lotów, oraz wymiana doświadczeń i wrażeń.
 Pogody - zgodnie zresztą z umową z "górą" - dopisują, humory również. Hole za AFS-ami są niesamowite, Vampir udowadnia, że w niczym nie ustępuje swoim większym i mocniejszym kolegom, za to przewyższa pod względem ekonomii.
 II WOP się rozkręca :)
 
 Od jutra o godz. 20.00 Mateusz rozpoczyna cykl prelekcji nt LK 8000. To informacja dla wszystkich, którzy dopytują nas o terminarz zajęć.
 
 Pzdr
 MkJ
 ---
 "Latajcie, reszta jest niczym"

ANDRZEJ:

Rano część uczestników obozu krzątała się w naszym barze. Niektórzy spożywali zrobione własnoręcznie kanapki. Inni prowadzili rozmowy a właściwie jedno drugiemu nie przeszkadzało. Marek przygotowywał się do poprowadzenia odprawy przed lotami oraz planował trasy w porozumieniu z Darkiem Ciskiem. Zawodna technika szarpała mu trochę nerwy a co chwilę pojawiający się ludzie z kolejnymi, czasami rozbrajającymi pytaniami wprowadzali czynniki dekoncentracji. Wreszcie po 10:30 udało się przeprowadzić odprawę. W czasie odprawy przyleciały kolejne samoloty z Czech i nasz ulubiony holownik - Jaroslav, który zjednał sobie naszą ogromną sympatię już w zeszłym roku. W efekcie nad lotnisko wpadły dwa Zliny i ultralekki Vampir.
Po 12 zaczęły się starty szybowców. Po 17 przyjechały dziewczyny z obiadem dla tych, którzy wcześniej zadeklarowali ich spożywanie. Dwa smaczne kotlety mielone z ziemniaczkami, surówka a to wszystko uprzednio poprzedzone zupą ogórkową.
Wieczorem, mimo zmęczenia Marek postanowił zrobić odprawę podsumowującą Stwierdził, że dzisiejszy dzień przyniósł drobne zgrzyty i aby się one nie powtórzyły jeszcze raz przypomniał jaki krąg obowiązuje na lotnisku w Lubinie. Powiedział również o występującym ruchu dodatkowym nad naszym lotniskiem. Dość dokładnie omówił niektóre sytuacje, które miały miejsce dzisiejszego dnia. Darek Deptuła na chwilę przerwał Markowi i podkreślił konieczność odpowiedniego ustawiania szybowców na starcie. Oprócz kilku kontrowersyjnych sytuacji Marek podsumował dzień, dziękując wszystkim za to, że było bezpiecznie.
Na koniec poinformował zebranych, że rano przyjedzie Sebastian Kawa, aby się spotkać z uczestnikami obozu. Każdego zapytał o ilość wylatanych kilometrów i czas lotu. Okazało się, że Kasia przekroczyła w dniu dzisiejszym magiczne 100 godzin swojego nalotu. Marek zapytał kolejno drugiej Kasi Ch. o ilość startów na co wszyscy chóralnie odpowiedzieli, że było ich tyle, ile lądowań :-)
Na koniec Marek powiedział, że odprawa dnia jutrzejszego planowana jest na 10:00. Nadmienił, że zmianie może to ulec w przypadku, jeśli dotrze do nas Sebastian Kawa i poprowadzi wykład dla uczestników obozu.
Na koniec Marek Korneć powiedział, że kolega Mateusz Pusz zadziałał i obóz zgłoszony został jako zawody gcup.eu. Mateusz zadeklarował, że wesprze pomocą tych, którzy zechcą zarejestrować się na gcup'ie. Marek Jóźwicki jeszcze na koniec zachęcał wszystkich do tego, mówiąc dlaczego to jest ważne.
AvM

MAREK:

Niedziela, 27.05. Trzeci/drugi dzień WOP (zależy jak kto liczy) za nami :)
 To już? No tak, w tym pędzie nie było nawet chwili żeby napisać dwa zdania.
 Zatem nadrabiam.
 
 W piątek przyjechali pierwsi uczestnicy, dokonaliśmy pierwszych rejestracji, wykonaliśmy pierwsze loty, więc mógłby to być pierwszy dzień Obozu. Ale dla porządku przyjmijmy, że był to dzień "zerowy".
 
 W sobotę poranna odprawa przesunęła się o godzine, bo czyjeś złe myśli spowodowały, że wszystko co mogło się popsuć, zawiesić, nie zgrać, właśnie tak uczyniło (stanął internet, zawiesił się laptop i genralnie elektronika pokazała swoje ciemne oblicze). Ale nie takie kłody po drodze już przeskoczyliśmy, więc mimo małej obsuwy rozdałem zadania : dla grupy "rowerowej" i "stożkowej" pentagram wokół lotniska (130km), dla grupy zaawansowanej wielobok EPLU-Chocianów-Kożuchów-Zaborowice-EPLU (182km), zaś dla grupy "otwartej" trasa 230 km z PZtami w Lwówku, Kożuchowie i Górze. Tak na rozgrzewkę. Mimo cirrusa, który skutecznie wygasił termikę w naszym rejonie (a w oddali cumulusy po horyzont), większość obleciała trasy, ale co najważniejsze wszyscy szczęśliwie wrócili do Lubina. Na wieczornej odprawie zapisaliśmy pierwsze nieco ponad 2 tys kilometrów obozowych. Po południu, wieczorem i w nocy dojeżdżali kolejni piloci.
 
 Niedziela, dzień drugi. Na lotnisku jest już większość uczestników z szybowcami, pozostali meldują, że wkrótce dotrą. Jeśli dobrze policzyłem to jakieś 40 par skrzydeł zacienia już lubińską trawkę. Prognozy były dość niepewne i mówiły o dwu-trzy godzinnym oknie pogodowym, więc wahałem się czy wykładać trasy, czy zarządzić free-flying day. Ostatecznie piloci otrzymali trzy krótkie warianty: 109 dla rekreacyjnych, 144 dla zaawansowanej i 172 dla otwartej. To była dobra decyzja, bowiem warunki pojawiły się zaledwie pół godziny przed prognozowanym czasem i utrzymały się tylko nieco dłużej niż przewidywały meteo-wróżki. Dla tych którzy dotarli na II WOP super bonus:  dziś latanie poprzedzone było solidną porcją wiedzy i wykładem, który poprowadził Sebastian Kawa. Piloci zasłuchali się w praktyczne rady Mistrza, chłonęli przystępnie
 podawaną teorię, zadawali pytania i dostawali wyczerpujące odpowiedzi. Uczestnicy Obozu byli pod takim wrażeniem, że mieli problemy z powrotem do
 rzeczywistości i sprawnym wystawianiem się na grida. Ja w duchu dziękowałem intuicji, że nie skusiłem się na dłuższe taski. Mimo wszystko, jedynie dwa
 szybowce nie zdołały się obronić pod rozlewającym się zachmurzeniem i skończyły w polach.
 
 Na lotnisku same uśmiechnięte twarze, szykujemy się na jutro. Niezależnie czy będzie to dzień "teoretyczny" czy lotny - wrażeń nie zabraknie.
 O Obozie pisze również Mateusz Pusz na swoim blogu pod adresem http://razemzptakami.blogspot.com/
 - tam znajdziecie też linki na pl.gcup.eu do zakładki z trasami i logami z II WOP a same logi dodatkowo na OLC:  http://tnij.org/qucc
 --
 Pzdr
 MkJ
 www.kssjezow.pl
 -----------------------------------------------
 "Latajcie!... Reszta jest niczym..."

Właściwie od rana jestem w pracy. Urlop załatwiłem dopiero od poniedziałku. Dwa tygodnie spędzę przy pracy na obozie. Z Markiem jeszcze wymiana telefonów. W dni poprzedzające obóz sporo było tych telefonów między Markiem, Stasiem - skarbnikiem AZM, Darkiem. Jak nie wiadomo o co chodzi, to... Zaraz po pracy przyjechałem na lotnisko. Do Jolci, spytać co potrzebuje do prowadzenia spraw finansowych. Dałem jej listę uczestników obozu z niezbędnymi danymi. Ci, którzy już dotarli na obóz startują na termikę. Mariusz ich wyholował. W rozmowie później powiedział o chwilami silnych turbulencjach. Około pół godziny przed przyjazdem udaje mi się wreszcie dodzwonić do elektryka. Jestem mile zaskoczony. Powiedział, że w ciągu 40 minut pojawi się i pomoże podłączyć kontener do "siły". Daro sprawdza możliwość podpięcia wody, mierzy średnicę gwintów, długość węża. W barze pojawił się dystrybutor z wodą gorącą i zimną. Darek sporządził listę koniecznych zakupów, żeby podłączyć kontener. Wyjeżdżam do miasta przywieźć zamówione koszulki na obóz.

Koszulka II WOP Lubin 2012

Koszulka II WOP Lubin 2012

Przy okazji zdecydowaliśmy, że zrobimy specjalne kamizelki dla osób wypuszczających szybowce, flajt dajrektora i tresera selekcjonera. Są jaskrawo żółte z odblaskami. Podpatrzyłem kiedyś naszych kolegów z Czech i wydało mi się to świetnym pomysłem. Wracam na lotnisko na prostej do lotniska wyprzedzam dwa wózki z patykami. To nasi koledzy z Wrocławia. Jadę przed nimi na awaryjnych, żeby ich przeprowadzić przez lotnisko do miejsca parkowania wózków. Przylatuje nasz pierwszy kolega holownik z Czech, Tomasz. Próbujemy mu wcisnąć herbatę lub kawę, ale jest twardy. Mirek pojechał kupić mu coś do zjedzenia. Piękny ten jego Zlin. Przyjeżdża z Wrocławia ze swoim patykiem Alex Lorenz. Również z Wrocławia przybywa Mirek Matusewicz. Wieczorem robimy odprawę dla tych, którzy już przyjechali. Marek rozpoczyna przywitaniem i po kolei omawia sprawy związane z organizacją obozu i wykonywaniem lotów. Zwraca uwagę na rzeczy związane z bezpieczeństwem i przywołuje na pamięć to, co stanowi fundament naszego pomysłu jeszcze z 2010 roku - nasz obóz przelotowy nie jest zawodami, nie ma współzawodnictwa, ciśnienia z tym związanego. Jest radość z latania, podnoszenie umiejętności, uczenia się od lepszych, doświadczonych. Mówi też o osobach odpowiedzialnych za funkcjonowanie obozu.

Jeszcze gorączkowe przygotowania. Wiemy, że nie wszyscy przyjadą pierwszego dnia, więc spokojnie, nie ma ciśnienia, ale troszkę nerwówki. Z Markiem ustalone, że kontener z prysznicami i umywalkami będzie jutro ok. 17. Marek obiecał go dokładnie sprawdzić, żeby nam jakiegoś bubla nie wcisnęli. Wynegocjował co się dało. Próbuję dodzwonić się do elektryka, żeby to fachowiec podłączył. Telefon nie odpowiada, potem elektryk nie odpowiada. W razie czego sam podłączę, bo po dobrej elektrycznej jestem i znam się na tym nie najgorzej, ale jednak wolałbym, żeby ktoś z uprawnieniami to zrobił a poza tym...mam wystarczająco dużo pracy. Wieczorem przyjechał Andrzej. Zauważyłem go wyjeżdżając z lotniska, jak rozmawiał przy barze z Kasią i Kingą. Oczywiście musiałem się zatrzymać i serdecznie przywitać. Ostatnio widzieliśmy się na Żarze a wcześniej na poprzednim obozie. Kasia nie omieszkała puścić komentarza :-)